- Zmieniam szkołę. - powiedziałam pewnym siebie głosem, tata uniósł wzrok z nad gazety i zmarszczył brwi, natomiast mama oderwała spojrzenie od laptopa na jej kolanach.
- Przepraszam? - rodzicielka odezwała się skonsternowana, patrzyła na mnie co najmniej tak, jakbym przyznała właśnie, że kogoś zabiłam.
- Chcę zmienić szkołę. - odezwałam się ponownie zakładając ręce na biodra. - Złożyłam papiery do Bowery High School*.
- Słucham? - tym razem odezwał się ojciec odkładając z impetem gazetę na ławę. - Co zrobiłaś? - widziałam, że jest wkurzony, a kiedy spojrzałam na mamę.. cóż, ona wyglądała jakby miała za chwilę wybuchnąć. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć lecz po chwili je zamknęłam słysząc słowa matki.
- Dlaczego jesteś taka niewdzięczna! - wrzasnęła podnosząc się z kanapy. - Opłacamy najlepszą szkołę na Manhattanie, podczas gdy ty chcesz się przenieść do jakiejś zatęchłej nory!? Co ze studiami!? Co z twoją przyszłością!? - kobieta wymachiwała rękami, a we mnie aż się gotowało.
- Właśnie, to MOJA przyszłość! - krzyknęłam ściskając ręce w piąstki, wiedziałam, że będą wściekli, ale nie sądziłam, że to aż tak urazi ich dumę.
- Nie takim tonem do matki, Veronico! - ojciec zainterweniował i przytulił mamę, która jak mi się wydawało była bliska łez. - Nie zmieniasz pieprzonej szkoły, zostajesz w Manhattan Academy!
- Będę robiła co mi się podoba! To moja decyzja, moja szkoła, moje życie! - warknęłam czując jak krew się we mnie gotuje. - Od września będę uczęszczała do Bowery High School czy wam się to podoba czy nie! - wrzasnęłam powstrzymując napływające łzy, byłam na nich tak wściekła, że miałam ochotę się rozpłakać. Nigdy nie obchodziło ich to co czuję, czego chcę. Liczyły się tylko pieniądze i reputacja, miałam być przykładną córką, którą mogli się pochwalić przed sponsorami, w tym nie było uczuć, chodziło tylko i wyłącznie o dobre imię naszej rodziny.
Żyły na szyi ojca niemiłosiernie pulsowały, jego twarz była cała czerwona i patrzył na mnie z pogardą. Nie wiedział co powiedzieć, pierwszy raz zrobiłam coś po swojemu, nie tak jak oni tego chcieli, podjęłam decyzję, własną cholerną decyzję i pomimo tego, że miałam ochotę płakać z wściekłości, w środku czułam dumę i radość, sprzeciwiłam im się co było dla mnie zupełnie nowe, czułam jakbym wreszcie zaczęła żyć.
- Wyjdź stąd Veronico, nie chcemy na ciebie patrzeć! - w końcu ojciec odezwał się, a moja szczęka praktycznie uderzyła o podłogę. Czy on właśnie kazał mi wyjść!? Czy ich do końca popieprzyło!? Rzuciłam im ostatnie zimne spojrzenie i wyszłam z domu trzaskając drzwiami, tak by na pewno to usłyszeli. Pociągnęłam we frustracji moje włosy i poczułam pierwsze słone łzy na policzkach, słońce zachodziło, kiedy ruszyłam w stronę pobliskiego parku. Szłam dobrze znaną mi drogą i miałam ochotę coś rozwalić, byłam tak bardzo wytrącona z równowagi, chciałam tylko zmienić pieprzoną szkołę, miałam dość tych wszystkich snobów, których musiałam oglądać przez całe 2 lata, oni patrzyli tylko na wygląd i markę ciuchów jakie nosisz, nie liczył się charakter tylko pozycja i majątek rodziny. Miałam to nieszczęście należeć do jednej z najbogatszych rodzin na Manhattanie, tata miał własną kancelarię adwokacką, mama była prawnikiem, ba! Jednym z najlepszych w całym pieprzonym Nowym Jorku. Nienawidziłam tego. Nienawidziłam ich. Zniszczyli moje życie kreując mnie na osobę, której oni chcieli, a którą ja nigdy nie byłam i nie chciałam być. Szarpałam włosy i płakałam tak rzewnie, że czasami brakowało mi tchu, słońce prawie zaszło kiedy chodziłam po parku, myślałam o wszystkim i to sprawiało, że miałam ochotę kogoś udusić, nawet nie wiem dlaczego ale w pewnym momencie po prostu popchnęłam z całej siły kosz, który z głośnym łoskotem upadł na chodnik. Zatrzymałam się otwierając szerzej oczy i dochodząc do tego co właśnie zrobiłam. Bez zastanowienia opadłam na kolana i zaczęłam powoli podnosić dość ciężki kosz, kiedy usłyszałam czyjś śmiech. Gwałtownie wstałam przez co upuściłam kosz, który ponownie się przewrócił robiąc hałas, rozejrzałam się przestraszona i wtedy zauważyłam na ławce chłopaka, którego jak przyrzekam, wcześniej tam nie było. Patrzył na mnie z figlarnym uśmieszkiem, który udało mi się zauważyć przez pobliską lampę oświetlającą okolicę, pokręcił głową rozbawiony i znowu się zaśmiał co spowodowało nagły przypływ złości. Dlaczego jakiś dzieciak się ze mnie do cholery śmieje!?
- Masz jakiś problem? - warknęłam patrząc z lekkim przerażeniem kiedy wstał, na moje słowa zaśmiał się jeszcze głośniej i powoli ruszył w moją stronę. Powiedzieć, że byłam spanikowana w tamtym momencie, to niedopowiedzenie, cholernie się przestraszyłam ale nie chciałam mu tego okazać.
- Co się stało, czyżby tatuś zablokował twoją złotą kartkę kredytową, kwiatuszku? - odezwał się co przyprawiło mnie o mrowienie na plecach, jego głos był tak cholernie seksowny i męski, ale w tamtym momencie miałam ochotę mu przywalić i zetrzeć ten durny uśmieszek z jego ust.
- Co cię to obchodzi, nie znasz mnie. - warknęłam odważnie utrzymując kontakt wzrokowy, uśmiechnął się szeroko dzięki czemu ujrzałam słodkie dołeczki w jego policzkach, pomyślałam, że to całkiem urocze dopóki kolejne słowa nie opuściły jego ust.
- Czyli nie jesteś małą, bogatą dziewczynką, wyładowującą swoją złość na przedmiocie, który nie jest w stanie oddać? Stać cię chyba na coś więcej. - uniósł brwi, uważnie lustrując mnie wzrokiem.
- Zapytam jeszcze raz; Co ciebie to obchodzi!? I niby dlaczego uważasz, że jestem bogatą dziewczynką? - założyłam ręce na klatce piersiowej czując czystą irytację przepływającą przez moje ciało.
- Bo tak wyglądasz. - roześmiał się przez co prychnęłam pod nosem i odwróciłam się na pięcie chcąc jak najszybciej stamtąd odejść. - Kwiatuszku? - usłyszałam za sobą i odwróciłam się gwałtownie.
- Czego!? - wrzasnęłam powodując u niego jeszcze większe rozbawienie.
- Zamierzasz tak to zostawić? - wskazał głową w kierunku przewróconego kosza, a ja mruknęłam pod nosem wiązankę przekleństw i zawróciłam, z trudem postawiłam przedmiot na swoje miejsce po czym wyminęłam chłopaka, który obserwował wszystko z głupkowatym uśmiechem. Szłam przed siebie nie odwracając głowy w jego kierunku kiedy usłyszałam kolejny raz jego śmiech.
- Miło było porozmawiać, kwiatuszku. - roześmiał się jeszcze głośniej, a ja miałam chęć podbiec do niego i mu przyłożyć. Ten dzień nie mógł być gorszy. Świat mnie nienawidzi.
~*~
* - nazwa szkoły została wymyślona.
Startuję z nowym opowiadaniem jak widzicie, mam nadzieję, że wam się spodoba i choć prolog nie jest zbyt ciekawy mam nadzieję, że będziecie cierpliwi, ponieważ akcja się rozkręci. Przynajmniej to moje założenia. Na pewno tak będzie! Rozdział pierwszy pojawi się niebawem.
edit: szukam osoby, która mogłaby zrobić szablon na bloga, pisać. @yomyidol
edit: szukam osoby, która mogłaby zrobić szablon na bloga, pisać. @yomyidol
Zaciekawiłaś mnie samym prologiem. Ciekawe kiedy znowu się spotkają. Początek znajomości nienajlepszy. Ale na pewno się poprawi.
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz. ;)
Czytam dalej a juz wiem ze będę stalą czytelniczka x @biebvh_
OdpowiedzUsuń